- Skarbie? - zapytała moja mama otwierając drzwi. Nie odpowiedziałam - Możesz być na mnie zła...
- Nie potrzebuje do tego pozwolenia - przerwałam jej ostrym tonem.
- Ja na prawdę nie chcę żebyś się z nim spotykała. To nie ten sam Louis. Nie widzisz jak się zmienił?- zapytała. Zaśmiałam się.
-Nie obraź się ale jesteś płytka. Oceniasz go po wyglądzie, a gdybyś poznała go bliżej zrozumiałabyś, że nie zmienił się tak bardzo Nadal jest tym Louisem, który bawił się ze mną w piaskownicy i siedział w domku na drzewie. Ale ty tego nie zrozumiesz.Niby chcesz dla mnie tak dobrze? A może po prostu martwisz się o swoją reputację? Bo co powiedzą w pracy gdy dowiedzą się z kim spotyka się twoja córka? Więc nie praw mi tu kazań. Zresztą i tak będziemy razem. Zobaczysz - powiedziałam. Popatrzałam na nią i była zła, rozgoryczona. Tyle pokazywała jej twarz. Ale w oczach widziałam smutek. Trafiłam w czuły punkt.
-Masz szlaban - odparła beznamiętnie i wyszła trzaskając drzwiami. Siedziałam chwile w osłupieniu. To tyle? Żadnych latających talerzy? Wow! Przygotowałam się na gorsze...
No nic odrobiłam zadanie z matematyki i poszłam spać obawiając sie co przyniesie jutro...
Wstałam wcześniej żeby uniknąc spotkania z matką co mi się udało. Poszłam do szkoły znacznie wcześniej niż zazwyczaj więc wstąpiłam do sklepu po wodę i rogalika. Tak czy siak w szkole byłam wcześniej. Siedziałam pod klasą i zauważyłam Lou idącego w moją stronę. Uśmiechał sie do mnie na co ja odpowiedziałam smutnym uśmiechem.... Przestał się uśmiechać
***
Hej hej! Podoba się? czekam na komentarze ;)